Biologiczny tata (nie) zawsze jest lepszy...
Czasami napływa nas gorycz, żal i smutek jednocześnie, to jest coś, co nas obezwładnia, nie pozwala normalnie żyć, a gardło zaciska się coraz mocniej. Przeżywamy to podwójnie, jeżeli chodzi o nasze dziecko. My matki, przeżywamy wszystko podwójnie, jeżeli chodzi, o coś, co dotyczy naszego ukochanego, chowanego pod sercem przez dziewięć miesięcy dziecka.
To trudne, tak bolesne, gdy Twoje dziecko płacze, czujesz się bezsilna, a przecież tak bardzo chcesz pomóc. Wiele razy płaczesz wraz z dzieckiem w ramionach. Gdy ząbkuje i nic nie pomaga, gdy się skaleczy, płaczesz z dumy, gdy stawia pierwsze kroki, gdy pierwszy raz recytuje w szkole wiersz na apelu. Zdecydowanie największy ból w sercu odczuwasz, gdy Twoje dziecko cierpi, nie fizycznie, lecz duchowo, w sercu.
Ja niestety znam to uczucie. Moje dziecko po ciuchu cierpi, płacze mi w ramionach, gdy każdy kolejny dzień jest przepełniony ciszą w słuchawce, gdy w drzwiach nie staje ten, którego oczekuje widzieć, gdy ma swoje święto, a JEGO nie ma. NIE MA GO.
Kolejny miesiąc mija, gdy ostatni raz go widziała, naliczyłam ich siedem. Po drodze były jej urodziny, pasowanie na ucznia pierwszej klasy i pierwszy występ na apelu, były mikołajki, a tuż za pasem Boże Narodzenie. A jego nie ma przy tym.
Każda jej łza jest dla mnie niczym sztylet w serce, to taki ból, którego nie w sposób opisać słowami, jest tak ogromny, że aby go ukoić, potrzebny byłby cud.
Bolą też jej słowa, gdy mówi, że on jej nie kocha, że nie jest tym, kim jest, że ona nie jest dla niego ważna. Pyta mnie, czy ją kocha, cóż mam odpowiedzieć? Prawdę, czy skłamać?
Setki myśli, które krążą w głowie, informacje o nim które do mnie dochodzą z różnych stron, są tak przerażające, że nie chcę jej mówić prawdy, nie mogę zrujnować jej małego serca, które i tak cierpi. Kłamię, mówiąc, że jest inaczej niż myśli, że pracuje i nie ma czasu, że ją kocha i pyta co u niej w SMS-ach. Co mam jej innego powiedzieć?
Jak wytłumaczyć tak kruchej istocie, że osoba, którą tak kocha, jest zupełnie inna, moje serce tego by nie zniosło — jej kruche serce pogrążyłoby się żalu. Gdy będzie starsza, sama to zrozumie, kiedyś przeczyta ten post — wiem o tym. Sama jej go dam poczytać, jak i wszystkie moje pamiętniki, które prowadzę od dzieciństwa. Zrozumie wszystko. Mam nadzieję.
Czasami los kładzie kłody pod nogi, czasami jest inaczej, niż sobie wyobrażaliśmy. Czasami mamy pewność, że podjęliśmy słuszną decyzję, nawet gdy na początku wydaje się złą, nieodpowiednią i boimy się, co będzie dalej.
Dzięki temu, jaką podjęłam decyzję, o czym pisałam w poście „Dlaczego mam dwóch tatusiów”, moja córka ma oparcie, miłość, odpowiednie wychowanie i uwagę. Wiem, że mojemu dziecku jest dzięki temu lżej, łatwiej jest to wszystko znieść. Skąd mam tę pewność?
Niedawno wracając z nią ze szkoły ni stąd, ni zowąd powiedziała:
„Mamo, ja chce by tata M, był moim prawdziwym tatą, on jest moim prawdziwym tatą i kiedyś będę miała takie nazwisko jak Wy”.
To utwierdziło mnie w tym, że podjęłam dobry wybór. Nie zawsze ten biologiczny okazuje się tym prawdziwym, bo na ten tytuł trzeba sobie zasłużyć. Nie każdy ma zaszczyt nosić miano TATY. Niektórzy są po prostu ojcami, dawcami genu.
Nie zawsze, to co wydaje się naturalne, rzeczywiście takie jest. Do tego trzeba dojrzeć i mieć serce.
Dlatego najpierw się zastanów, gdy zobaczysz matkę z dzieckiem oraz jej męża, który nie jest dziecka biologicznym ojcem. Zastanów się, zanim zaczniesz oczerniać matkę, która stara się być najlepszym przyjacielem swojego dziecka. To nie ona nawaliła, tylko dawca i skomplikowane życie, które co rusz daje nam potężnego kopniaka.
Przemyśl to. Zanim zranisz dziecko, przemyśl swoje zachowanie, zanim skrzywdzisz niczego winne DZIECKO.
Karma wróci, wiem o tym.
Post skopiowany ze starego bloga. Data publikacji : 20.12.2014